Myślisz, że masz własne zdanie To powiedz coś, czego nie przeczytałe
5
(8)

Zatrzymaj się na chwilę. Przywołaj ostatnią dyskusję, w której żarliwie broniłeś swojego stanowiska. Przypomnij sobie argumenty, których użyłeś, pasję, z jaką przekonywałeś rozmówcę. A teraz zadaj sobie pytanie – skąd tak naprawdę wziął się ten pogląd? Czy narodził się w twojej głowie jako wynik oryginalnego, niezależnego procesu myślowego? Czy może jest jedynie przetworzoną mieszanką tego, co przeczytałeś, usłyszałeś, zobaczyłeś? Myślisz, że masz własne zdanie? To powiedz coś, czego nie przeczytałeś.

Ta prowokacja intelektualna uderza w czuły punkt naszej tożsamości. Lubimy postrzegać siebie jako myślących niezależnie, jako autonomiczne jednostki kształtujące własne poglądy. Tymczasem w świecie przesyconym informacjami, algorytmami podsuwającymi nam wciąż podobne treści i zniuansowanych procesach społecznego wpływu, granica między oryginalnym myśleniem a recyclingiem cudzych idei staje się coraz bardziej zatarta.

Czy jest w tym coś niepokojącego? Czy możemy wyjść poza wpływy zewnętrzne i wykrzesać z siebie coś prawdziwie oryginalnego? I – co może najważniejsze – czy powinniśmy do tego dążyć?

Złudzenie oryginalności

Mózg jako maszyna do przetwarzania

Zanim zaczniemy poszukiwać oryginalności, warto zrozumieć mechanizm formowania się naszych opinii. Ludzki umysł nie funkcjonuje w próżni. Jest organem wyewoluowanym do przetwarzania informacji, do znajdowania wzorców, do nadawania sensu otaczającej nas rzeczywistości. Kluczowe jest jednak zrozumienie, że ten proces nie polega na tworzeniu ex nihilo – zaczyna się od tego, co otrzymujemy z zewnątrz.

Neurobiologia uczy nas, że mózg działa jak zaawansowany procesor – odbiera bodźce, filtruje je, interpretuje w kontekście wcześniejszych doświadczeń i istniejących przekonań, a następnie integruje w istniejącą sieć neuronowych połączeń. Nie tworzy idei z nicości – przekształca, łączy, adaptuje, syntetyzuje. Jak zauważył Steven Johnson w książce „Skąd się biorą dobre pomysły” – nawet najbardziej przełomowe idee są często rezultatem powolnej inkubacji, łączenia pozornie niepowiązanych koncepcji, które już wcześniej istniały.

To, co uznajemy za „nasze myśli”, jest często rezultatem skomplikowanego procesu asymilacji cudzych idei, które tak głęboko zintegrowaliśmy z naszym systemem przekonań, że przestaliśmy dostrzegać ich zewnętrzne pochodzenie. Jak pisał Michel Foucault, „język mówi nami” – jesteśmy zanurzeni w strumieniu dyskursów, które kształtują nasze postrzeganie rzeczywistości, często poza sferą naszej świadomej kontroli.

Społeczne konstruowanie poglądów

Złudzenie całkowitej niezależności myślenia wywodzi się z indywidualistycznego mitu, który głęboko przeniknął zachodnią kulturę. Tymczasem socjologia wiedzy od dawna pokazuje, że nasze poglądy są w znacznym stopniu determinowane przez kontekst społeczny, w którym funkcjonujemy.

Peter Berger i Thomas Luckmann w klasycznym już dziele „Społeczne tworzenie rzeczywistości” wykazali, jak nasza percepcja tego, co oczywiste i naturalne, jest kształtowana przez procesy socjalizacji. To, co uważamy za zdroworozsądkowe, obiektywne czy oczywiste, jest często jedynie rezultatem internalizacji norm i wartości specyficznych dla naszej społeczności.

Co więcej, same kategorie, w których myślimy, nie są neutralne. Słowa, których używamy, niosą ze sobą bagaż znaczeń i założeń. Ludwig Wittgenstein argumentował, że granice naszego języka wyznaczają granice naszego świata – nie możemy pomyśleć tego, czego nie potrafimy wyrazić w dostępnych nam kategoriach językowych. A te kategorie nie są nasze – przejmujemy je w procesie nauki języka.

W sieci wpływów: Współczesne mechanizmy formatowania opinii

Algorytmiczne bańki filtrujące

Dziś problem zewnętrznych wpływów na nasze myślenie nabrał nowego wymiaru. Żyjemy w epoce, w której znaczną część informacji otrzymujemy za pośrednictwem algorytmów – złożonych systemów komputerowych zaprojektowanych, by przewidywać, co nas zainteresuje, co zatrzyma naszą uwagę, co skłoni nas do dalszego scrollowania.

Eli Pariser ukuł termin „bańka filtrująca” (filter bubble), by opisać zjawisko, w którym algorytmy mediów społecznościowych i wyszukiwarek tworzą wokół nas informacyjny kokon, podsuwając nam treści zgodne z naszymi dotychczasowymi preferencjami i poglądami. W rezultacie, mimo pozornego dostępu do nieograniczonych zasobów informacji, coraz częściej obracamy się w zamkniętym obiegu podobnych do siebie treści.

Ta algorytmiczna personalizacja prowadzi do efektu echo chamber – komory pogłosowej, w której nasze istniejące przekonania są nieustannie wzmacniane i potwierdzane, a alternatywne punkty widzenia skutecznie odfiltrowywane. Łatwo wówczas ulec złudzeniu, że nasz światopogląd jest powszechnie podzielany, obiektywny, oparty na solidnych podstawach – bo przecież wszystko, co widzimy, zdaje się go potwierdzać.

Autorytety, influencerzy, tribal epistemology

Znamienną cechą współczesnego krajobrazu informacyjnego jest też zmiana w źródłach epistemicznego autorytetu. Tradycyjne instytucje odpowiedzialne za wytwarzanie i weryfikację wiedzy – uniwersytety, uznane media, instytucje badawcze – muszą teraz konkurować z całą armią samozwańczych ekspertów, influencerów i opiniotwórców.

Media społecznościowe demokratyzują dostęp do widowni, ale jednocześnie spłaszczają hierarchię wiarygodności. Post na Instagramie influencera z milionami obserwujących może mieć większy wpływ na kształtowanie opinii publicznej niż staranne badanie naukowe opublikowane w recenzowanym czasopiśmie. Przekonująca osobowość często wygrywa z metodologiczną rzetelnością.

David Roberts wprowadził pojęcie „tribal epistemology” (plemiennej epistemologii) – zjawiska, w którym prawdziwość informacji oceniamy nie na podstawie obiektywnych kryteriów, ale tego, czy wspiera ona narrację naszej „plemiennej” tożsamości. W zatomizowanym, podzielonym społeczeństwie poglądy stają się markerami przynależności grupowej. Przyjmujemy określone stanowiska nie dlatego, że doszliśmy do nich w wyniku krytycznej analizy, ale dlatego, że sygnalizują one naszą afiliację z pożądaną wspólnotą.

Złożoność oryginalności

Czy oryginalność jest w ogóle możliwa?

W świetle powyższych rozważań można by dojść do pesymistycznego wniosku, że prawdziwa oryginalność myślenia jest nieosiągalna, że jesteśmy skazani na bycie jedynie przekaźnikami idei wytworzonych gdzie indziej. Taki skrajny determinizm kulturowy wydaje się jednak przesadzony.

Oryginalność rzadko polega na stworzeniu czegoś absolutnie bezprecedensowego. Znacznie częściej wyraża się w twórczej rekombinacji istniejących elementów, w dostrzeżeniu powiązań między pozornie odległymi ideami, w zakwestionowaniu założeń, które inni przyjmują bezrefleksyjnie. Jak zauważył Mark Twain: „Wszyscy czerpiemy z pamięciowego banku i z banku wiedzy, których nigdy sami nie wypełniliśmy, i codziennie zaciągamy pożyczki u doświadczenia innych ludzi”.

Historia myśli ludzkiej pełna jest przykładów idei, które wydawały się rewolucyjne, a które przy bliższym zbadaniu okazują się transformacją wcześniejszych koncepcji. Teoria ewolucji Darwina, choć przełomowa, nie zrodziła się w próżni – czerpała z obserwacji Malthusa dotyczących populacji, z geologicznych odkryć Lyella, z wcześniejszych prób klasyfikacji gatunków. Einstein rozwinął wcześniejsze intuicje Poincarégo i Lorentza. Nawet najbardziej innowacyjni myśliciele stoją, jak powiedział Newton, „na ramionach gigantów”.

Wartość świadomego zapożyczania

Może więc zamiast dążyć do niemożliwej do osiągnięcia absolutnej oryginalności, powinniśmy skupić się na bardziej świadomym, selektywnym i krytycznym korzystaniu z istniejących zasobów intelektualnych? Jak zauważa T.S. Eliot: „Niedojrzali poeci naśladują; dojrzali poeci kradną; źli poeci zniekształcają to, co kradną, dobrzy poeci przekształcają to w coś lepszego lub przynajmniej innego.”

Wartość ma nie tyle całkowita niezależność od zewnętrznych wpływów – to iluzja – ile zdolność do ich świadomego filtrowania, krytycznej oceny, twórczego łączenia i przekształcania. W tym sensie oryginalność nie jest punktem wyjścia, ale punktem dojścia – rezultatem złożonego procesu intelektualnej obróbki zapożyczonych materiałów.

W poszukiwaniu świadomego myślenia

Metapoznanie: myślenie o myśleniu

Skoro całkowita oryginalność jest nieosiągalna, a może nawet niepożądana, to jak możemy dążyć do bardziej autentycznego, świadomego myślenia? Kluczem wydaje się rozwój umiejętności metapoznawczych – zdolności do refleksji nad własnymi procesami poznawczymi.

Metapoznanie – myślenie o myśleniu – pozwala nam dostrzec, jak formują się nasze przekonania, jakie czynniki na nie wpływają, jakie założenia przyjmujemy bezrefleksyjnie. To pierwszy krok do bardziej świadomego kształtowania własnych poglądów. Jak napisał Sokrates: „Życie, nad którym się nie zastanawiamy, nie jest warte przeżycia.”

Praktyczne ćwiczenie metapoznania może polegać na zadawaniu sobie pytań: Skąd wiem to, co myślę, że wiem? Jakie dowody potwierdzają moje przekonania? Jakie alternatywne wyjaśnienia mogą istnieć? Co skłania mnie do przyjęcia tego, a nie innego stanowiska? Czy moje poglądy są spójne ze sobą, czy może zawierają wewnętrzne sprzeczności?

Intelektualna pokora i epistemiczna czujność

Świadome myślenie wymaga też intelektualnej pokory – uznania ograniczeń własnej wiedzy i perspektywy. Paradoksalnie, im więcej wiemy, tym bardziej zdajemy sobie sprawę z ogromu tego, czego nie wiemy. Jak zauważył Bertrand Russell: „Problem z naszym światem polega na tym, że głupcy i fanatycy są zawsze tak pewni siebie, a ludzie mądrzy pełni wątpliwości.”

Ta pokora nie oznacza rezygnacji z posiadania zdecydowanych poglądów, ale gotowość do ich rewizji w świetle nowych dowodów. To zdolność do utrzymywania przekonań z odpowiednim stopniem pewności – ani nie dogmatycznie, ani nie z paraliżującym sceptycyzmem.

Z pokorą wiąże się też epistemiczna czujność – świadomość mechanizmów poznawczych, które mogą zniekształcać nasze myślenie. Badania psychologiczne zidentyfikowały dziesiątki poznawczych błędów i uprzedzeń, którym wszyscy podlegamy: efekt potwierdzenia, który skłania nas do szukania dowodów potwierdzających nasze przekonania; błąd dostępności poznawczej, przez który przeceniamy znaczenie informacji łatwo dostępnych w pamięci; błąd fundamentalny atrybucji, skłaniający nas do przeceniania czynników osobowościowych, a niedoceniania sytuacyjnych przy ocenie zachowań innych.

Świadomość tych pułapek poznawczych nie daje nam gwarancji, że ich unikniemy – są one głęboko zakorzenione w sposobie funkcjonowania naszego umysłu. Może jednak pomóc nam je mitygować, wprowadzając dodatkowy poziom refleksji przed wyciąganiem pochopnych wniosków.

Poza indywidualizmem poznawczym

Epistemiczna współzależność

Współczesne rozumienie procesów poznawczych coraz bardziej odchodzi od wizji izolowanego umysłu zmagającego się samotnie z rzeczywistością. Filozofowie i kognitywiści podkreślają dziś zjawisko epistemicznej współzależności – faktu, że nasze poznanie jest z natury rzeczy społeczne, osadzone w sieci relacji i zależności.

Nawet najbardziej samodzielny myśliciel korzysta z wiedzy wytworzonej przez innych – czy to bezpośrednio, poprzez lekturę i dyskusję, czy pośrednio, poprzez używanie pojęć i kategorii ukształtowanych społecznie. Miranda Fricker w swojej pracy o epistemicznej niesprawiedliwości pokazuje, jak głęboko nasze praktyki poznawcze są zanurzone w kontekstach społecznych i politycznych.

Ta współzależność nie jest czymś, co powinniśmy próbować przezwyciężyć w dążeniu do „czystego” indywidualnego myślenia. Przeciwnie – jest ona nieodłącznym i potencjalnie wartościowym aspektem ludzkiego poznania. Umożliwia kumulację wiedzy, podział poznawczej pracy, wzajemną korektę błędów.

Dialogiczne kształtowanie poglądów

Jeśli myślenie jest z natury społeczne, to może najlepszą drogą do bardziej świadomego kształtowania własnych poglądów jest nie izolacja, lecz świadomy dialog? Nie unikanie wpływów, lecz celowe wystawianie się na różnorodne perspektywy?

Michaił Bachtin, rosyjski filozof języka, wprowadził pojęcie dialogizmu – ideę, że znaczenie powstaje zawsze w dialogicznej interakcji między różnymi głosami. Według Bachtina, nawet nasze wewnętrzne myślenie ma charakter dialogiczny – prowadzimy w głowie nieustanne rozmowy z wyobrażonymi rozmówcami, reprezentującymi różne punkty widzenia.

Praktycznym wyrazem takiego podejścia może być celowe poszukiwanie kontaktu z ideami, które kwestionują nasze przekonania, zamiast zamykania się w komorach pogłosowych podobnie myślących. To również gotowość do Steelmaningu – przedstawiania argumentów przeciwnej strony w najsilniejszej możliwej formie, zanim przystąpimy do ich krytyki.

W epoce algorytmicznych baniek informacyjnych taka postawa wymaga świadomego wysiłku. Musimy aktywnie przełamywać ograniczenia naszej internetowej diety informacyjnej, celowo poszukując treści, które kwestionują nasze założenia, pokazują alternatywne perspektywy, zmuszają do rewizji utartych przekonań.

Twórcza synteza jako nowa oryginalność

Od konsumpcji do twórczego przetwarzania

Może więc oryginalność w czasach informacyjnego przesytu polega nie na tworzeniu z niczego, lecz na twórczym przekształcaniu tego, co już istnieje? Na przejściu z pozycji biernego odbiorcy cudzych treści do aktywnego ich interpretatora i syntetyzatora?

Vilém Flusser, filozof mediów, rozróżniał między „dyskursem” – jednokierunkową transmisją informacji, a „dialogiem” – interaktywną wymianą, która prowadzi do nowej syntezy. W epoce mediów cyfrowych każdy może uczestniczyć nie tylko w konsumpcji, ale i w twórczym przekształcaniu i rozpowszechnianiu treści kulturowych.

Ta demokratyzacja produkcji kulturowej otwiera nowe możliwości dla oryginalności rozumianej nie jako absolutna nowość, lecz jako unikalna konfiguracja istniejących elementów. Każdy z nas, dzięki swojemu niepowtarzalnemu zestawowi doświadczeń, lektur, obserwacji, może tworzyć połączenia, których nikt wcześniej nie dostrzegł.

Interdyscyplinarne przekraczanie granic

Szczególnie płodnym gruntem dla takiej twórczej syntezy są pogranicza dyscyplin – obszary, gdzie różne dziedziny wiedzy i doświadczenia spotykają się i krzyżują. Jak zauważył Frans Johansson w książce „Efekt Medyceuszy”, przełomowe innowacje często rodzą się właśnie na styku różnych kultur i tradycji intelektualnych.

W świecie postępującej specjalizacji zdolność do przekraczania granic dyscyplinarnych staje się coraz cenniejsza. Myśliciele, którzy potrafią integrować wiedzę z różnych dziedzin, dostrzegać ukryte analogie i zastosować narzędzia jednej dyscypliny do problemów innej, mają szansę wytworzyć prawdziwie oryginalne syntezy.

Odzyskiwanie podmiotowości

Od biernej konsumpcji do aktywnego kuratorstwa

W świetle tych rozważań, pierwotna prowokacja – „Powiedz coś, czego nie przeczytałeś” – nabiera nowego znaczenia. Może nie chodzi o niemożliwą do osiągnięcia absolutną oryginalność, ale o odzyskanie podmiotowości w relacji z konsumowanymi treściami?

Zamiast być biernym odbiorcą algorytmicznie serwowanych informacji, możemy stać się aktywnymi kuratorami własnej diety intelektualnej. Możemy świadomie wybierać, co czytamy, słuchamy, oglądamy. Możemy tworzyć własne ścieżki przez gąszcz dostępnych treści, zamiast podążać szlakami wytyczonymi przez algorytmy optymalizujące „zaangażowanie”.

To podejście wymaga wysiłku, cierpliwości, czasem rezygnacji z łatwej gratyfikacji na rzecz głębszego zrozumienia. Wymaga gotowości do wyjścia poza strefę poznawczego komfortu i zmierzenia się z ideami, które kwestionują nasze dotychczasowe przekonania.

Autentyczność jako proces, nie stan

Ostatecznie, może bardziej użytecznym ideałem niż nieosiągalna absolutna oryginalność jest autentyczność rozumiana jako świadomy, refleksyjny stosunek do kształtowania własnych przekonań. Autentyczność nie jako stan posiadania „czystych”, niewypływowych poglądów, ale jako ciągły proces ich krytycznego badania i rewizji.

Jak ujął to Charles Taylor w swoim dziele „Etyka autentyczności”, prawdziwa autentyczność nie polega na odrzuceniu wszelkich zewnętrznych wpływów, ale na świadomym ustosunkowaniu się do nich, na aktywnym dialogu z tradycją i otoczeniem społecznym. To zdolność do rozpoznania, które wpływy są wartościowe i wzbogacające, a które ograniczające i zniekształcające.

W tym sensie autentyczne myślenie nie jest punktem docelowym, który można osiągnąć raz na zawsze, ale niekończącym się procesem samoświadomego dialogu – z tekstami, które czytamy, z ludźmi, których spotykamy, z kulturą, w której jesteśmy zanurzeni.

Zakończenie: Ku dialogicznej oryginalności

Czy możemy powiedzieć coś, czego nie przeczytaliśmy? W absolutnym sensie – prawdopodobnie nie. Nasze myślenie zawsze odbywa się w kontekście, zawsze jest odpowiedzią na wcześniejsze głosy, zawsze wykorzystuje zastane narzędzia konceptualne.

Ale może sama ta prowokacja jest już krokiem w dobrym kierunku? Zmusza nas do refleksji nad pochodzeniem naszych myśli, do zakwestionowania iluzji absolutnej intelektualnej niezależności, do większej świadomości tego, jak kształtują się nasze przekonania.

Zamiast dążyć do niemożliwej autonomii, możemy pielęgnować bardziej świadomy, krytyczny, dialogiczny sposób myślenia. Możemy rozpoznać naszą epistemiczną współzależność nie jako słabość, którą należy przezwyciężyć, ale jako fundamentalny aspekt ludzkiego poznania, który można twórczo wykorzystać.

W świecie zalewającym nas informacjami, zdominowanym przez algorytmiczne bańki filtrujące i plemienną epistemologię, taka postawa staje się nie tylko intelektualną cnotą, ale wręcz obywatelskim obowiązkiem. Bo stawką nie jest tylko jakość naszego indywidualnego myślenia, ale też kondycja wspólnej przestrzeni deliberacji, od której zależy przyszłość demokracji.

Może więc najlepszą odpowiedzią na prowokacyjne wezwanie „Powiedz coś, czego nie przeczytałeś” nie jest próba wymyślenia czegoś absolutnie oryginalnego, lecz odważne wyznanie: „Wszystko, co mówię, ma swoje korzenie w tym, co przeczytałem, usłyszałem, doświadczyłem – ale staram się to przetwarzać świadomie, krytycznie i twórczo, w dialogu z innymi głosami, w ciągłym dążeniu do lepszego zrozumienia.”

To nie jest efektowna deklaracja intelektualnej niezależności. Ale może właśnie w tej intelektualnej pokorze, w rozpoznaniu naszej poznawczej współzależności, w gotowości do ciągłej rewizji własnych przekonań, kryje się najgłębsza forma autentyczności, na jaką możemy sobie pozwolić.

Źródła i inspiracje

  1. Berger, Peter L., Luckmann, Thomas. Społeczne tworzenie rzeczywistości. Warszawa: PIW, 2010.
  2. Flusser, Vilém. Ku filozofii fotografii. Warszawa: Aletheia, 2015.
  3. Fricker, Miranda. Epistemic Injustice: Power and the Ethics of Knowing. Oxford: Oxford University Press, 2007.
  4. Pariser, Eli. The Filter Bubble: What the Internet Is Hiding from You. New York: Penguin Press, 2011.
  5. Taylor, Charles. Etyka autentyczności. Kraków: Znak, 2002.

Jak oceniasz ten artykuł?

Kliknij na gwiazdkę aby ocenić!

Średnia ocena 5 / 5. Liczba głosów: 8

Aktualnie brak głosów. Bądź pierwszy!

4 komentarze do “Myślisz, że masz własne zdanie? To powiedz coś, czego nie przeczytałeś”

  1. dość to głębokie, faktycznie jeśli tak się zastanowić wszyscy jesteśmy produktami wytworzonymi przez innych

    Odpowiedz
  2. Nie mam z tym problemu.
    Polska to kraj kretynów. Nigdy nie wymordowano żadnej inteligencji, bo jej nie było. Elitą były nauczone czytania i pisania dzieci małorolnych. To nadal nie jest inteligencja. Dlatego ten kraj wygląda jak wygląda. Stąd też dyktatura motłochu. Ten kraj nigdy nie wstanie z kolan, ponieważ kiedykolwiek zbliża się ten moment dyktatura motłochu rozwiązuje ten problem. Kraj w którym 80 albo i więcej procent ludzi to wtórni analfabeci. Niby potrafią czytać, ale ze zrozumieniem słowa pisanego to już gorzej? Logika? A po co to komu. Matematyka? To tylko narzędzie ucisku plebsu.
    Poproszę źródło moich przemyśleń.

    Odpowiedz
  3. Zamieszkujący tą krainę kretyni nieświadomie robią wszystko, żeby nigdy nie było tutaj lepiej. Dlaczego? Bo rozumienie co to są podatki przerasta intelektualnie nawet tutejsze naukówki. Zresztą jeśli ktoś chce coś osiągnąć w nauce, to już na studia wyjeżdża za granicę. Bo tutaj nic nie osiągnie, może poza mistrzostwem w lizaniu dupy analfabetoprofesora. Przykłady? Bez liku. Grafen, perowskity, a z najświeższych- jakiekolwiek osiągnięcia w AI.
    Centralna łąka komunikacyjna? Jasne, budujemy. Ale tego, że każdy z nas wyłoży na ten debilizm minimum 6000 polskich złotych, to już wiedza tajemna.
    A że dalej będzie jak z „rowem kaczyńskiego”, który zapewne nie pokrywa nawet kosztów bieżącej eksploatacji, więc o zwrocie 2 000 000 000 wydanych na wykopanie nie ma nawet co myśleć. Z czego będzie to finansowane?
    Poproszę źródło moich przemyśleń.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz